Co takiego sprawia, że jedna armia jest silniejsza od drugiej i wygrywa wojny. Jaki czynnik na przestrzeni wieków jest kluczowy w tym, by wygrywać bitwy, a później całe wojny. Jeśli dobrze przeanalizować konflikty zbrojne o sile armii decydują tak naprawdę 2 czynniki. Pierwszym jest technologia, a więc posiadany sprzęt, natomiast drugim jest czynnik ludzki.
Najpierw zajmiemy się ludźmi. Po pierwsze nie możemy ludzi widzieć jako masę, bo to często nie masy wygrywają wojny. Ludzie to kolektyw dowódców profesjonalnie przygotowanych do dowodzenia i podejmowania racjonalnych decyzji na polu walki . Od ich pomysłowości i przebiegłości zależy to, czy przeciwnik zostanie zaskoczony i pokonany. Jeśli ich wybór na wyższe stanowiska nastąpił dzięki odpowiedniej polityce kadrowej, będą oni umiejętnie wykorzystywać wszystkie posiadane środki pola walki i zasoby ludzkie, by wygrywać. Jeśli nie są z przypadku i otrzymali wieloletnie szkolenie oraz na kolejnych stanowiskach służbowych nabyli odpowiednie doświadczenie, sami również będą świetnymi nauczycielami dla swoich żołnierzy. Niektórzy dowódcy uważają, że jest jeszcze trzeci ważny czynnik, który decyduje o sile armii czyli szkolenie. Według mnie jest to błędne myślenie, bo jeśli nie ma odpowiedniego sprzętu, a ludzie są niekompetentni to o profesjonalnym szkoleniu żołnierzy nie może być mowy.
Czynnik który według mnie jest kluczowy w konfliktach zbrojnych to oczywiście technologia. Ewolucja konfliktów zbrojnych mówi nam jasno w jakim kierunku powinny zmierzać armie wszystkich liczących się potęg militarnych. Kierunek od tysięcy lat jest ten sam – wojnę wygrywa ten kto potrafi z dalszej odległości niszczyć przeciwnika. Nie wierzycie? No to spójrzmy sobie na ewolucję uzbrojenia. W czasach biblijnych człowiek bił się dzidą lub mieczem. Z czasem pojawiła się również pierwsza broń rażąca na odległość czyli proca. To właśnie nią Dawid pokonał w słynnej potyczce Goliata. Kolejnym etapem rozwoju sprzętu wojskowego były łuki, kusze i katapulty. One oczywiście miały znacznie większy zasięg niż włócznie czy proca. Kolejnym etapem rozwoju była broń palna. Na początku prymitywna, jak muszkiet gładkolufowy o ogniu celowanym 50 czy 100 metrów (teoretycznie nawet 400m zasięgu). Poźniej pojawiły się jednak karabinki gwintowane o zasięgu nawet 1000 m. W międzyczasie od XV wieku pojawiały się pierwsze armaty, które wtedy nazywano bombardami. Rozwój technologiczny pozwolił na ostrzał przeciwnika w XVIII wieku z odległości nawet 4 km. Dalszy rozwój tego typu uzbrojenia to wiek XIX i XX gdzie armaty przekształciły się już w artylerię. Nie wchodząc głębiej w temat zasięg artylerii wzrósł do kilkunastu a nawet kilkudziesięciu km. Nieprzypadkowo mówiono wtedy, że artyleria jest królową wojny, a brało się to z tego, że procentowo zadawała największe straty w sile żywej przeciwnika. Jak więc widać przeciwnika wyżyna się z coraz dalszej odległości. Kolejnym etapem w technologii uzbrojenia było pojawienie się lotnictwa. To właśnie lotnictwo umożliwiło przenoszenie bomb już nie na dziesiątki a setki km. Pod koniec II wojny odbyła się kolejna rewolucja – powstały rakiety V2. Późniejsze rakiety międzykontynentalne pozwoliły razić cele oddalone nawet o kilka tysięcy km. W czasach obecnych następuje kolejna rewolucja technologiczna, czyli wykorzystanie w walce dronów bojowych. To ten rodzaj uzbrojenia wiedzie teraz prym w konfliktach zbrojnych. Doszło już do tego, że dron wystrzeliwujący rakietę w Afganistanie w kierunku taliba montującego IED, obsługuje żołnierz siedzący przed komputerem kilkanaście tys. km od Afganistanu, czyli w słonecznej Kaliforni . Jego jedynym poważnym zadaniem jest wciśnięcie klawisza „enter ” w celu odpalenia rakiety, bo dron wystartuje i wyląduje przecież automatycznie.
A teraz kilka przykładów z historii jak technologia zmienia oblicze całych konfliktów zbrojnych. W pierwszej wojnie światowej o ostatecznym zwycięstwie aliantów zadecydowało pojawienie się nowej technologii w postaci czołgów, które umożliwiły zakończenie krwawych walk pozycyjnych w okopach. Kolejnym dobrym przykładem jest technologia w postaci radarów, która pozwoliła Anglikom skromniejszym siłami powietrznymi wygrać bitwę o Anglię. Innym przykładem jest technologia niemieckiego sprzętu wojskowego II wojny światowej, w tym przede wszystkim potężne lotnictwo (jako pierwsi zaczęli stosować na szeroką skalę bombowce nurkujące), które pozwoliło Niemcom odnosić szybkie zwycięstwa w Europie zachodniej, Polsce, na Bałkanach i w Rosji w 1941 nad nieraz kilkukrotnie liczniejszym przeciwnikom. Zatrzymała ich dopiero rosyjska zima, która sprawiła, że ich technologia przy -30 stopniach po prostu przestała działać. Tamtej zimy przewagę uzyskała technologia rosyjska, której sprzęt spokojnie odpalał przy -30. Gdy tylko skończyła się zima niemiecki wermacht znów ruszył ze zwycięską ofensywą i doszedł, aż do Kaukazu. Dalszy przebieg wojny to ogromna przewaga aliantów i powolne osłabianie sił Niemieckich. Nowa amerykańska technologia czyli bombowiec strategiczny B-17 superforteca, złamała w końcu główną siłę Niemiec czyli Luftwaffe. Podsumowując to technologia w postaci lotnictwa zdecydowała o wygranej w drugiej wojnie światowej. Kto miał przewagę w lotnictwie ten wygrywał. Jako dowód na tą tezę można również podać pierwsze 5 dni ofensywy w Ardenach (gdzie z powodu pogody uniemożliwiającej wykorzystanie lotnictwa USA) niemieckie tygrysy i pantery urządzały prawdziwe pogromy siłom amerykańskim. Niemieckie klęski zaczęły się wraz z utratą przewagi w powietrzu w połowie 1943 roku (plus zimy 1941 i 1942). Technologia w postaci superfortec w połączeniu z T-34 i katiuszami dała w końcu pozytywny efekt. Kolejnym przykładem na zwycięstwo technologii w wojnie to nowa cudowna broń II wojny światowej czyli Bomba atomowa. Skróciła ona wojnę z Japonią o co najmniej kilka miesięcy. No dobrze, ale ktoś może mi zarzucić, że przecież to nie technologia niemiecka wygrała drugą wojnę tylko przewaga w ludziach i sprzęcie ZSRR i USA. Tylko co by nie powiedzieć statystycznie Wermacht niszczył 5 czołgów wroga tracąc jeden swój. Gdyby niszczył 7 wygrałby wojnę…Technologia jak widać daję potężną przewagę nawet nad kilkukrotnie silniejszym przeciwnikiem.
Na podanych wyżej przykładach widać wyraźnie co jest tzw. czynnikiem kluczowym w każdym konflikcie zbrojnym oraz w jakim kierunku powinien zmierzać rozwój armii. To technologia w połączeniu z dobrą taktyką (a więc czynnik ludzki) pozwala mniej licznym armiom wygrywać wojny lub powstrzymywać wielokrotnie „silniejszego” przeciwnika.
Co będzie etapem kolejnej ewolucji technologii uzbrojenia? Tego nie wie nikt, ale być może za kilkanaście/kilkadziesiąt lat broń laserowa czy elektromagnetyczna będzie krążyć sobie na orbicie okołoziemskiej by w 5 sekund zniszczyć dowolny cel na naszej planecie.
Gdyby nasi rządzący umieli wyciągać wnioski z historii Polski to również doszliby, że to właśnie technologia dawała nam zwycięstwo w wojnach. Ostatnim naszym zwycięstwem była wojna polsko-bolszewicka z 1920. O sukcesie w tym konflikcie zdecydowała technologia uzbrojenia z państw osi, ponieważ ona stanowiła wyposażenie nowo powstałej polskiej armii. Polska armia bazowała na sprzęcie pozostawionym przez Niemców i Austro-Węgry. Zachodnia technologia była dużo lepsza od tej Bolszewickiej (w końcu Niemcy rozbili mniejszymi siłami mocarstwo rosyjskie Romanowów parę lat wcześniej). Inna technologia (plus czynnik ludzki), którą mieli Polacy pozwoliła deszyfrować rosyjskie meldunki, co z kolei pozwoliło wyprowadzić kontrofensywę w luce między radzieckimi armiami nad Wieprzem. Pomimo dużej przewagi w ludziach armia bolszewicka poniosła klęskę.
Jeszcze lepszym przykładam na to jak technologia zmienia historię wojen jest XVI i XVII wiek w Polsce. Te lata każdemu Polakowi kojarzą się z naszymi największymi latami chwały. A co takiego mieliśmy w naszej armii, że gromiliśmy wszystkie mocarstwa dookoła? Oczywiście husarię. Mało kto zwraca uwagę, husaria nie była tylko piękną jazdą ze skrzydełkami, ale najwyższą technologią wojskową tamtym czasów, której zazdrościły nam inne państwa w Europie (pomimo prób kilku państw jak np. Rosji, nie udało im się stworzyć podobnej formacji) Jak każda wysoka technologia była ona objęta ochroną prawną. Jeszcze za Stefana Batorego za eksport konia husarskiego groziła kara śmierci. Szabla husarska do dziś przez wielu ekspertów jest uznawana za najlepszą broń białą w historii. Również kopia husarska była robiona nowatorską technologią i jako jedyna część uzbrojenia była dostarczana dla husarza przez władze wojskowe dopiero przed bitwą. Jaka była cena za tę technologię? Oczywiście wysoka. Uzbrojenie jednego pocztu husarskiego (towarzysz + 3 pocztowych) wraz z końmi kosztowało w II połowie XVII weku ok 5100 zł. Ile to dzisiaj? Jedyną walutą która nie traci wartości na przestrzeni kilkuset lat jest złoto. Kwota 5100 przeliczeniu na denary (6 tamtejszych złotych) to 850 denarów. Jeden denar to 3,44 czystego złota wiec po przemnożeniu otrzymujemy 2924 gramów złota. Następnie dzielimy tą kwotę na 31,1 (tyle gram ma uncja złota) i otrzymujemy, że poczet husarski kosztowałby dzisiaj 94 uncji złota. Jedna uncja to 4500 zł więc 4 husarzy to koszt rzędu 423 tys. zł. Wystawienie jednej chorągwi liczącej 120 żołnierzy (chorągwie liczyły od 100 do 150 husarzy), a więc odpowiednika jednej kompanii zmechanizowanej kosztowałoby ok 12,7 mln zł. Niby nie jest to dużo jednak trzeba na te liczby spojrzeć trochę inaczej. Gdy porównamy tamtejszy roczny żołd husarza wynoszący 230 zł (po przeliczeniu dzisiaj to ledwie 19000 zł na cały rok, a musiał jeszcze za to wykarmić konia!) do dzisiejszych zarobków np szeregowego (przyjmijmy że 40000 zł) to widzimy, że kwota ta była w tamtych czasach co najmniej 2x większa dla ówczesnych żyjących. Drugą kwestią jest zużycie ówczesnego sprzętu wojennego, które kiedyś następowało dużo szybciej niż obecnie.W dzisiejszych czasach czołg, okręt,czy myśliwiec służy w wojsku po 30 lat, natomiast w XVII wieku konia, szablę czy muszkiet wymieniać trzeba było znacznie częściej (najdroższy z całego wyposażenia koń często nie starczał nawet na jedną bitwę!). W związku z parytetem siły nabywczej + zużycie sprzętu pozwala nam na przemnożenie powyższej kwoty przez 4, tym bardziej, że nie uwzględnione są jeszcze koszty taborów z pachołkami, które szły na wojnę za szlachcicem plus kopie i często zapasowe konie. Po tych uwagach wychodzi, że uzbrojenie 1-go husarza kosztowałoby ok 423 tys. zł. Uzbrojenie kompanii husarzy to dzisiejszy wydatek rzędu 50 mln złotych. W dzisiejszych czasach starczyłoby to na 7 rosomaków lub 8 używanych czołgów Leopard 2A5 z Niemiec lub 2 nowe czołgi leopard 2A7. Kompanii skompletować więc się nie da. Gdyby przełożyć jednorazowo maksymalną liczbę husarzy na polu bitwy (6000) w czasie bitwy pod Chocimem w 1621, na dzisiejsze czasy wyszłoby, że wystawiono tam 416 czołgów Leo 2A5 lub 357 rosomaków. Wydaje się mało prawda? Nie zapominajmy jednak, że ówczesna Rzeczypospolita liczyła ok 10 mln mieszkańców, a więc prawie 4 razy mniej niż obecnie (gdyby rozważyć, że zajmowała wtedy tereny dzisiejszej Polski, Litwy, Białorusi i połowy Ukrainy byłoby to 7 razy mniej). Gdyby więc podane wcześniej liczby przemnożyć przez 4, bo o tyle więcej musiało sprężyć się społeczeństwo w tamtym czasie, by wystawić taką siłę wyszłoby, że nasze wojska pancerne liczyłyby w podobnej bitwie 1600 całkiem nowoczesnych czołgów Leopard 2A5 lub 500 nowych Leo 2A7 (a tyle nawet Niemcy nie mają obecnie). Dodać również należy, że w bitwie tej 6000 husarii to jedynie 1/10 sił polskich. Pozostałe siły to rajtaria, kozacy, piechota i artyleria.
Podane wyżej wyliczenia pokazują jak Polacy kiedyś dbali o wysoką technologię swojej armii oraz ile ich to kosztowało. Co im dawała ta wysoka technologia? Głównie to, że husaria nie przegrała żadnej bitwy przez 150 lat. W bitwie pod Kłuszynem 1610 r. rozbiła 4 krotnie większe siły Rosjan. W bitwie po Kircholmem w 1605 r. rozbiła 5-krotnie liczniejszego przeciwnika. Co powstrzymało naszą wspaniałą polską technologię? Oczywiście inna technologia, czyli nowoczesny muszkiet. Już potop szwedzki pokazał, że era husarii mija bezpowrotnie i trzeba inwestować w zawodową piechotę uzbrojoną w nowoczesne muszkiety. 4-krotnie mniejsza Szwecja dzięki umiejętnemu wykorzystaniu technologi muszkietu okupowała połowę Rzeczypospolitej. Ostatnie lata chwały husarii to bitwy z Turkami, którzy jednak wtedy ustępowali już technologicznie wojskom zachodniej Europy.
No dobrze, ale my tu o historii, a tymczasem w naszym pięknym kraju od 2 lat wdrażana jest nowa cudowna doktryna obronna. Postanowiono, że w kraju po 300 latach nieobecności powołane zostanie pospolite ruszenie szumnie nazwane „Obroną terytorialną”. Co takiego się stało, że w kraju w którym pospolite ruszenie nie wygrało żadnej bitwy od ponad 350 lat oraz żadnego ogólnonarodowego powstania, postanowiono wskrzesić ten pozbawiony jakichkolwiek cech bojowych rodzaj wojsk? Czy politycy PIS w swoich ciasnych umysłach nie potrafią dostrzec, że każdy kolejny konflikt zbrojny podlega ewolucji, lub wręcz rewolucji, a otaczający ich świat ciągle się zmienia? Czy tak trudno dostrzec, że dzieci z karabinkiem o zasięgu 200 m. nie mają żadnej wartości bojowej w XXI wieku tak jak żołnierzyk z szabelką nie miał już racji bytu w wieku XIX?
A może to wina ich mentalności i przekonań? Trudno im się dziwić, że nie widzą zmian w otaczających ich świecie, skoro sami nie akceptują nawet teorii ewolucji Darwina. Bo przecież jak to możliwe, że ktoś tak inteligentny jak polityk PIS mógłby pochodzić od małpy? Przecież to skrajna niedorzeczność :). Nie dziwmy się więc im, że nie nadążają za otaczającym ich światem, tak jak kościół katolicki nie nadąża za wynalazkami typu prezerwatywa czy in-vitro.
Jak już nieraz pisałem w swoich felietonach, Polacy kompletnie nie umieją wyciągać wniosków z własnej historii. Jak można organizować pospolite ruszenie w kraju, w którym 300 lat temu brak wojska zawodowego i oparcie obrony państwa o pospolite ruszenie przyczyniło się do zniknięcia Polski z mapy świata? Jak można wierzyć, że duża masa żołnierzy pokona lepiej uzbrojonego przeciwnika? Czy w 1939 to, że mieliśmy jedną z największych armii na świecie (1,2 mln) ale poruszających się na konikach dało nam jakiekolwiek szanse z dywizjami zmotoryzowanymi i pancernymi wermachtu?
Skąd się więc wziął ten pomysł z pospolitym ruszeniem. Oczywiście powstał w wyniku błędnych przesłanek. Pierwsza błędna przesłanka to tzw. wojna hybrydowa. Obłąkany Antoni uznał, że nagle w Polsce tak jak na Krymie pojawią się zielone ludziki i nie będzie miał kto ich zlikwidować. Dlaczego jest to błędna przesłanka? Bo w przeciwieństwie do Krymu nie ma u nas żadnej mniejszości rosyjskiej która „przemyci” tych ludzików. Przy odpowiednim zabezpieczeniu granicy nie przejdą oni również przez zieloną granicę. Kraj mający odpowiednią obronę powietrzną nie pozwoli również na ich desant ze śmigłowców. Druga błędna przesłanka to druzgocąca przewaga wojsk rosyjskich w porównaniu do polskich co niby uniemożliwia nam wygraną w wojnie konwencjonalnej. Zapominamy jednak, że nawet Rosja nie jest w stanie całego swego potencjału rzucić na jeden kraj, a przy odpowiednim wykorzystaniu wysokiej technologii w wojnie typowo obronnej można odeprzeć nawet kilkukrotnie liczniejszego przeciwnika (dobrym przykładem są wojny Izraela z Arabami w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych). No i mamy też sojuszników. To czy oni nam pomogą, bo nie będziemy stanowili żadnej siły bojowej to już inna kwestia. Sojusznicy wszak lubią pomagać pod warunkiem, że nie będą musieli ponosić większych strat w ludziach niż kraj napadnięty….
Powstanie OT to druzgocące w długim okresie dobijanie naszej słabej armii. Już teraz pomimo tego, iż armia jest zmniejszona tylko do 100 tys. żołnierzy państwo Polskie nie jest w stanie zakupić jej nowoczesnego uzbrojenia, które dawałoby jakiekolwiek szanse w nowoczesnym konflikcie zbrojnym. Obecnie 2/3 sprzętu to sprzęt postradziecki o technologii z lat 60 i 70 ( a więc 50 lat!!!) w tym BWP-1, Goździk, BRDM, T-72, czy SU-22. Od 2 połowy lat 90 stan etatowy armii zmniejszano, ponieważ koszty osobowe i materiałowe w postaci utrzymania za dużej liczby jednostek wojskowych powodowały, że nie było pieniędzy w budżecie MON na modernizację. To właśnie zmniejszenie armii pozwoliło na zakupy Rosomaków, F-16, ppk spike i indywidualnego wyposażenia żołnierza. Modernizacja się rozpędzała – kupowano i miano modernizować kolejne Leopardy, następnie były zakupy Krabów i Raków . Dalej w kolejce miały być śmigłowce, łodzie podwodne oraz pojazdy bojowe piechoty. Powstanie OT zniweczy niestety modernizację armii Polskiej. Powstanie nowych jednostek dla 50 tys. żołnierzy i związane z tym koszty osobowe znów zatrzymają modernizację. Dlaczego to takie ważne? Bo w czasie pokoju decydenci wojskowi powinni się skupić przede wszystkim na zakupach nowoczesnego sprzętu wojskowego, a nie na uzbrajaniu dzieci i bezrobotnych w karabinki. Wyprodukowanie karabinka w Radomiu to 2 tygodnie, a wyszkolenie żołnierzyka OT z jego obsługi to kolejne 16 dni. Razem miesiąc. A ile trwa zakup myśliwca, czołgu czy helikoptera? Najlepszy przykład to Caracale i Patrioty. Już nawet Antoni wie, że nie da się kupić helikoptera w 2 miesiace. Nie da się go kupić nawet w rok. Ten proces trwa latami. Najpierw rok trwa rozpisanie, co wojsko w ogóle chce kupić i jakie ma to mieć parametry. Kolejne 2 lata to przetarg. Następnie jest podpisanie kontraktu i już po roku, może dwóch docierają do nas pierwsze egzemplarze. Później jest szkolenie załóg, a gdy dotrze ostatni egzemplarz sprzętu kolejny rok pododdział się zgrywa, by umieć ten sprzęt efektywnie wykorzystać. Generalnie od 5-8 lat na to by mieć porządny sprzęt i wyszkolony personel!!! Czy jak wróg stanie już na granicach to ktoś zamierza w tym kraju skrócić ten okres do miesiąca? Skąd w razie ataku wziąć wtedy myśliwce i rakiety? Jak widać na przytoczonym przykładzie, w czasie pokoju należy tworzyć trzon, którego tworzenie trwa latami. Dzieci z bronią oczywiście też są potrzebne, ale ich tworzenie powinno nastąpić tak jak w przypadku niemieckiego volksturmu, gdy wróg zbliża się do granic. Kiedy to będzie? Antoni uważa, że lada dzień. Według mnie nie wcześniej niż po połączeniu obwodu kaliningradzkiego z resztą Rosji, lub zajęciu przez niech Białorusi. Mamy więc dużo czasu. Szansa na wojnę wynosi mniej niż 1 % ale nikt nigdy nie przewidzi jak potoczą się losy świata. Wystarczy że przez 3 lata cena ropy na światowych rynkach spadnie do 20 dolarów, a Rosji zostanie albo zbankrutować albo ruszyć na podboje by załatać swój budżet. W związku z rozwojem aut elektrycznych oraz odnawialnymi źródłami energii jest to scenariusz, który może zaistnieć już za kilkanaście lat.
Drugim czynnikiem, który ma destruktywny wpływ na armię jest rozbicie kadrowe wojsk operacyjnych w związku z powstanie wojsk OT. W ciągu 2 lat ma powstać kilkanaście brygad, co rozbija kadrowo jednostki liniowe. I tak czołgista w którego wyszkolenie na czołgach kosztuje setki tys. złotych (jeden pocisk do Leoparda 5 tys. złotych + koszt 400 litrów ropy na każde 100 km jazdy czołgiem) idzie szkolić dzieci z karabinkami. Jak dla mnie jawna szkoda dla państwa polskiego. Więcej żołnierzy przy tylko trochę większym budżecie to również niższe pensje. Nikt inteligentny (oczywiście poza fanatykami których pozdrawiam 🙂 nie będzie w armii służył za mniejsze niż w cywilu wynagrodzenie, dodatkowo marznąć do 55 roku życia na poligonach, nie widząc przez miesiąc rodziny.
Obecnie najważniejszy jest fałszywy mit żołnierza wyklętego, który dzielnie walczył z sowietami i sprzedajnymi ubekami. Nikt już nie promuje prawdy historycznej, że większość z nich to zwykli bandyci, którzy chcieli żyć na koszt społeczeństwa tak jak się przyzwyczaili w czasie wojny. Wystarczy posłuchać swoich dziadków to powiedzą prawdę jak kradli i zabijali Ci „bohaterowie”. Część z nich z kolei jak np Łupaszko nie mieli wyjścia i musieli walczyć, bo w czasie wojny walczyli również z sowiecką partyzantką, więc z automatu mieli czapę.
A teraz trochę pofantazjujemy jak to OT sprawdzi się na wojnie.
Żołnierze będą teraz partyzantami siedzącymi w lasach i będą dzielnie walczyć za ojczyznę. Obecne władze zapomniały im tylko powiedzieć, że dzisiejsza technologia w postaci dronów i kamer termalnych uniemożliwi im jakąkolwiek działalność „leśną”. Jakie będzie zdziwienie, gdy dzielny i silnie zmotywowany do walki żołnierz OT, oblepiony emblematami „polski walczącej” i „śmierć wrogom ojczyzny” siedząc sobie z bronią przy ognisku i śpiewając już 5 zwrotkę hymnu nagle usłyszy wybuch. Gdy się ocknie, stwierdzi, że jego towarzysze po prostu wyparowali, a pozostali są w częściach na drzewach porozrywani rakietą wypuszczoną z drona. Pomimo znajomości 25 zwrotek hymnu i opieki matki boskiej częstochowskiej całe jego morale legnie w guzach. Kolejnym jego zdziwieniem będzie powrót do domu, gdy okaże się, że cała jego rodzina jest już na darmowej wycieczce na Sybir, ponieważ jako żołnierz OT (którego dane osobowe Rosjanie mieli już przed wojną) nie zgłosił się do władz okupacyjnych zgodnie z obwieszczeniem. Jednak największym jego zdziwieniem będzie to, co się wydarzy na terenie okupowanego miasta. Jeszcze tliła się w biedaku nadzieja, że może zorganizuje jakiś zamach przy użyciu improwizowanego ładunku wybuchowego. Nie przewidział jednak, że okupant będzie inteligentniejszy od polskich „wizjonerów OT”. Okupant nie musiał nawet wszczepiać czipów obywatelom podbitego kraju, by mieć na nimi pełną kontrolę. Wystarczyło, że wycofał pieniądz papierowy i wprowadził obowiązkowy pieniądz elektroniczny wbudowany w czipowany dowód osobisty. Dowód osobisty zawsze trzeba mieć ze sobą, w przypadku braku areszt i więzienie. Od teraz każdy ruch człowieka jest monitorowany przez tysiące kamer odczytujących rysy twarzy i czujników czipów rozmieszczonych w mieście, za których niszczenie grozi kara śmierci. Wszelkie płatności są tylko elektroniczne, więc nic nie może ukryć co kupuje i gdzie. Science fiction? Przy dzisiejszej technologii dla chcącego nic trudnego. Gdyby pan dzielny żołnierz z OT zechciałby z kolei bronić swojej rodzinnej miejscowości w czasie regularnych działań może się spodziewać, że bez odpowiednich wojsk operacyjnych radziecka artyleria nie niepokojona przez nikogo, będzie walić w miasto lub miasteczko przez kilka dni, aż wszelki ruch w nim zamrze. Taką taktykę zastosowali Rosjanie w czasie II wojny czeczeńskiej, gdzie już nie wchodzili w bezsensowne walki uliczne z partyzantką. Nie dość, że zabijasz tak żołnierzy, to i sporo ubijesz ludności cywilnej, która jak wiadomo z czasem będzie stanowić kłopot dla okupanta.
Dla tych co powiedzą, że przecież wojną partyzancką np Afgańczycy wygrali z Rosjanami przypominam, że dopiero technologia ręcznych rakiet przeciwlotniczych stinger umożliwiła Afgańczykom zapanować nad sowieckimi śmigłowcami i myśliwcami, a bez tego walka w górach jest niemożliwa do wygrania. W Polsce takich gór i jaskiń niestety nie mamy. Również obecna okupacja Afganistanu jasno pokazuje, że przy dzisiejszej technologii i odpowiedniej ilości wojska (od kilku lat jest go za mało), spokojnie da się zapanować nad podbitym terenie.
A jak będzie wyglądać starcie OT z nowoczesną technologią… mniej więcej tak:
NA koniec już można tylko dywagować, czy gość który postanowił tak szybko rozmontować wojska liniowe i zatrzymać modernizację kosztem OT jest:
a) rosyjskim nielegałem udającym wielkiego patriotę (tak zazwyczaj działają szpiedzy-nielegałowie) działającym tak, by armia była duża lecz niezdolna do walki w prawdziwej wojnie. Potwierdzeniem tej tezy jest dziwna sytuacja z jego ojcem, co może świadczyć że została mu przyprawiona tzw. „legenda”. (polecam książkę „nielegalni” Severskiego)
b) idiotą, który jest łatwym do zmanipulowania politykiem i wokół którego kręcą się pewne kreatury opisane w książce Tomasza Piątka, które podpowiadają mu co ma „naprawiać” w armii. Dodatkowo jego brak zaufania do inteligentnych generałów każe mu zatrudniać „prawdziwych wojskowych fachowców” pokroju 20 letniego Janigera czy Misiewicza.
c) psychicznie chorym człowiekiem, który jeszcze jakoś funkcjonuje dzięki lekom od swego aptekarza Misiewicza (dlatego tak go bronił publicznie). Ciągle nachodzą go jednak wizje ataku Rosjan na nasz kraj, Rosjan wysadzających samoloty z politykami PIS czy Rosjan używających broń elektromagnetyczną.
Na powyższe pytanie każdy już musi odpowiedzieć sobie sam.
Wszystko się zgadza. Jest tylko jeden problem. Nikt, kto powinien tego typu teksty czytać – w domyśle wyborcy i poplecznicy dobrej zmiany – tego po prostu z definicji nie zrobi. Takie blogi odwiedzane są jedynie przez przeciwników PiS, którzy w zasadzie nic innego nie robią dobrze, poza tym ciągłym podkreślaniem jak się w kwestii nielubienia PiS ze sobą zgadzają. Nawet jeśli tekst za sprawą jakiegoś sfrustrowanego kolegi dotrze do jakiegoś wyborcy PiS, to nie jest nowością, że wyborcy – jako konsumenci ich udanego marketingu politycznego – wcale nie będą od tego bardziej skłonni do podejmowania racjonalnych wyborów. Podejmą je emocjonalnie, co z resztą nie jest tylko domeną wyborców tej szczególnej partii. Złapią się i tak na haczyk wstawania z kolan, na mitotwórstwo narodowe, na pozorną opiekuńczą rolę państwa, na wojenną retorykę i niewidzialnego wroga, na orwellowskie dwójmyślenie. Podsumowując – jest w pisaniu felietonów z góry nieczytanych przez tych, którzy najbardziej powinni pewien fatalizm, ale parafrazując słowa Dantego – dla tych, co w czasach moralnej zawieruchy zachowają bierność czekają najgłębsze kręgi piekielne. Jeśli pisanie felietonów na blogu ma zrobić jakąkolwiek różnicę, jeśli jest w tym jakaś misja, to warto postarać się o zwiększenie zakresu odbiorców. Jeśli miałbym coś delikatnie zasugerować, to zaprzestałbym jednak używania emotikonek, bo to nie wygląda po prostu profesjonalnie. Uwagi na temat intelektu lub zdolności rozumowania pewnych grup wyborczych automatycznie dyskwalifikują felieton w oczach wymagającego odbiorcy, nie mówiąc już o tym będącym mniej lub bardziej za PiS. Świadczy to o zbyt emocjonalnym nastawieniu, o braku dobrej intencji, a dla części ludzi może nawet i jakiegoś „interesu”. To po prostu protekcjonalne, w najlepszym przypadku – autor stawia się przecież w pozycji uprzywilejowanej wobec odbiorcy, patrzy na niego z góry, wartościuje i segreguje ludzi na tych myślących i nie. To poważny błąd i z wszystkich racjonalnych wywodów nici – odbiór będzie prosty – kolejny manipulator z „elit”, który stawia się nad jakimś roszczeniowym, niemyślącym Januszem i Grażyną. To właśnie na kanwie tego nierozważnego protekcjonalnego traktowania „zwykłych Polaków” przez tych „młodych, wykształconych kosmopolitów z dużych miast” i celowego podsycania tego światopoglądowego podziału w partykularnym interesie przeciwników Kaczyńskiego, PiS zbudowało tą swoją moralnie wątpliwą potęgę na ekonomicznych glinianych nóżkach. Jedyne co muszą robić, to podążać za rzymską zasadą divide et impera. Pozdrowienia.
Polecam esej Umberto Eco: http://www.nybooks.com/articles/1995/06/22/ur-fascism/
Jest wiele prawdy w tym co piszesz. Osobiście nie zależy mi na dotarciu do tysięcy obywateli głosujących na PIS, bo do większości z nich nie dotrę. Oni zmienią swoje poglądy dopiero wtedy, gdy dostaną po kieszeni lub stracą pracę. Wtedy mam nadzieję, że przestaną wtedy tak jak wczesniej chodzić na wybory i zakończą dokładać swoją cegiełkę do niszczenia kraju, czyli budowania katosocjalizmu. Blog jest dla mnie i moich potomnych. Jest to rodzaj sprawdzianu czy myślę prawidłowo i po latach będę mógł sprawdzić gdzie popełniam błędy w ocenie rzeczywistości. Dla moich potomnych będzie to ciekawa lektura jak nie wchodzić w uproszczone schematy myślenia i jak nie dać się omamić politykom, którzy wykorzystują nasze dobre emocje i nadzieje do swoich celów. Wyborców Pisu traktuję obraźliwie, bo po pierwsze odbieram ich jak zdrajców ojczyzny, przez których Polska nie dogoni gospodarczo zachodu, a po drugie widzę ich hipokryzję na co dzień wśród znajomych. Ich zachowanie to wręcz zaprzeczenie chrześcijańskich zasad współżycia społecznego oraz egoistyczne podejście do życia, w którym najważniejsze jest ich dobro materialne i to najlepiej za publiczne pieniądze. Blog to też świetny sposób na wyrzucenie swojej frustracji na otaczającą nas chorą rzeczywistość oraz znakomity sposób na robienie czegoś twórczego w życiu. Nie każdy lubi przecież telewizję, gry komputerowe lub grzebanie przy aucie. Niektórzy lubią sobie popisać 🙂
Artykyl zawiera błędy. W 1 WS strona byly Panstwa Centralne, nie Państwa Osi. Niemcy w 39. oprócz przewagi w motoryzacji mieli również przewage liczebną. W Afganistanie miejscowi z kałasznikami wygrali wojnę partyzancką i zmusili koalicję do wycofania. Podobnie w Iraku. Pancerniacy nie szkolą OT. Od tego jest lekka piechota. Itp itd…
Dzięki za uwagi. Oczywiście w I wojnie były państwa centralne, masz rację. Niemcy w 39 mieli przewagę liczebną , ale była ona stosunkowo mała jak na wojska atakujące (ok 1,5:1). Póżniej we Francji czy ZSRR mieli nawet mniejsze siły niż przeciwnik. W afganistanie byłem i do 2012 gdy wojska koalicji były w pełni liczebne, praktycznie panowały na większości terenów . Później z powodów politycznych większość sił została wycofana i talibowie przejmują teraz kolejne tereny (np obecnie jest 200 Polaków w Afganistanie, gdy w 2011 było nas 2000). W Iraku siły Irackie panują nad krajem więc wojska tez tam wyszły (+ obietnice wyborcze Obamy). Jeśli nie wierzysz że pancerniacy szkolą OT to jesteś w wielkim błędzie. Mnóstwo moich kolegów pancerniaków szkoli obecnie dzieci z karabinkami, bo pouciekali z jednostek liniowych.
Dzieki za merytoryczną dyskusje. To opór miejscowych w Iraku i Afganistanie spowodowal podjecie decyzji pokitycznych o wycofaniu wojsk. USA utraciły kontrole nad miejscowymi rządami -Irak lub nie kontrolują terytorium- Afganistan, a więc nie osiągneły celów politycznych. Partyzantka nie wygrywa wojen z regularnymi wojskami, lecz poprzez trwanie sprawia że koszty okupacji są nieopłacałne. Co do pancerniaków, to widocznie są błędy w polityce kadrowej, skoro atrakcyjniejsza dla nich jest OT niż formacje liniowe. Niemcy w pierwszej kolejności ewakuowali z okrążonego Stalingradu specjalistów, w tym właśnie pancerniaków.