Dzisiejszym tematem jest popularna ostatnio demokracja. Demokracja w naszym kraju to temat arcyciekawy. Obecne protesty przed sądami, są właśnie po to by jej bronić. Oczywiście większość obywateli woli iść na grilla niż na manifestacje. Przecież jest małe bezrobocie, 500+ i w ogóle jest dobrobyt. Światły, oczytany i wyrobiony politycznie obywatel wie, dlaczego nie wolno dopuścić do łamania konstytucji jak to ma miejsce obecnie. Ostatnio uzupełniłem swoją wiedzę historyczną i doszedłem do ciekawych wniosków. Otóż w Polsce koniec demokracji oznacza zawsze koniec państwa polskiego. Niemożliwe? a jednak! Teraz dowody.
Demokracja szlachecka jako jedyna tego typu w Europie forma sprawowania władzy funkcjonowała w I Rzeczypospolitej bardzo dobrze, a Polska była europejskim mocarstwem. Oczywiście Polakom było za dobrze więc postanowili to zepsuć. Wprowadzili więc „Liberum Veto”. Od tego momentu decydowała nie większość w parlamencie a jeden, zazwyczaj przekupiony przez obce mocarstwa poseł. Demokracja upadła, zaczął się upadek Państwa Polskiego. Zrywane sejmy skutkowały brakiem refom, kasy na wojsko, korupcją, wojnami i obcymi wojskami pustoszącymi tereny Rzeczpospolitej. Po pierwszym rozbiorze Polacy obudzili się z letargu i poszli na chwilę po rozum do głowy. Zwołali w latach 1788-1792 sejm wielki w formie konfederacji. Na sejmie tym uchwały zapadały większością głosów (demokracja więc wróciła). Kraj miał szansę wyjść na prostą. Oczywiście jak to w Polsce – było za dobrze. W 1791 r. król Stasio i część posłów, którzy uważali się za mądrzejszych postanowili w tajemnicy przyjechać dzień wcześniej do sejmu i uchwalić konstytucję. Za przyjęciem konstytucji głosowało… 110 posłów, a więc nie wiele więcej niż 1/5 całego Sejmu (sejm i senat liczył wtedy 500 posłów i senatorów, większość przyjechała dzień później). Skutek był jeden, część posłów odwołała się do ówczesnej naszej unii europejskiej czyli Rosji i ogłosiło konfederację targowicką. Może by się tak nie wkurzyli na tą konstytucję (która była jako dokument ok) gdyby nie to, że przewidywała ona, że następnym dziedzicznym królem Polski będzie Niemiec. Wojna z Rosją w obronie konstytucji pogrzebała to państwo do końca i nastal czas zaborów. Żeby było śmieszniej, Polacy obchodzą ten dzień klęski demokracji (był to zwykły zamachu stanu) jako święto państwowe. Ogólnie naród, który świętuje klęski i głupotę, może w przyszłości doświadczać tylko klęsk, ale to moje prywatne zdanie.
Drugi upadek demokracji w naszym pięknym kraju miał miejsce a jakże by inaczej – w II RP. Odrodzone państwo Polskie uchwaliło konstytucję, miało swój parlament i wolne wybory. Jak to w młodej demokracji rządy trwały krótko, następowały liczne zmiany, posłowie nie umieli współpracować, a elektorat był niewyrobiony politycznie. Piłsudskiemu taka demokracja nie odpowiadała, więc postanowił w 1926 r. zrobić zamach stanu, a dokładniej „Zamach majowy” (w sumie to był pucz bo wojsko to zrobiło). Demokracja znów padła. Od 1930 rozpoczęło się wsadzanie posłów do więzień. W 1935 uchwalono z naruszeniem zapisów poprzedniej konstytucji „Konstytucję kwietniową”. Zrobiono to sposobem na Piotrowicza. Zamiast art 125 konstytucji marcowej z 1922 r. mówiący o 2/3 głosów do zmiany konstytucji zastosowano art. 35, który dotyczył zwykłych ustaw i było w nim uchwalanie zwykłą większością głosów. Dzięki nowej konstytucji od 1935 do wybuchu wojny w parlamencie była tylko jedna partia (sanacja) i mniejszości narodowe. Władza bez opozycji szybko dała się wciągnąć w wojnę i przypieczętowała los kraju na kolejne dziesiątki lat. Żeby było śmiesznej bezprawne uchwalenie tej konstytucji, a tym samym wybór władz Rzeczpospolitej od 1935 dało po wojnie pretekst komunistom by nie uznawać rządu w Londynie. Rząd i prezydent w Londynie z punktu prawnego był bezprawnie wybrany do władzy przez sanację, która sama nie powinna mieć legitymacji do rządzenia. Po raz kolejny bezprawie i nieprzestrzeganie zasad demokratycznych doprowadziło do upadku Polski.
Brak demokracji doprowadził, również do największego dramatu Polski w czasie II wojny światowej, czyli Powstania Warszawskiego. Decyzja o powstaniu miała zapaść demokratycznie. 31 lipca 1944 dowództwo Ak miało się zebrać (jak co dzień) o godz. 18:00 by podjąć decyzję o wybuchu powstania w dogodnym momencie. A teraz zgodnie z wikipedią: Około 17.30 w lokalu kontaktowym pojawił się pułkownik „Monter”, który poinformował oczekujących już – Tadeusza Bora-Komorowskiego, Tadeusza Pełczyńskiego, Leopolda Okulickiego i Janinę Karasiówną, że Armia Czerwona wyzwoliła Radość, Miłosnę, Okuniew, Wołomin i Radzymin, a sowieckie czołgi były widziane na Pradze.(…) delegat Jankowski (delegat rządu RP) wydał zgodę na rozpoczęcie powstania. Generał „Bór” wydał następnie pułkownikowi „Monterowi” rozkaz rozpoczęcia akcji zbrojnej w Warszawie następnego dnia, tj. we wtorek, 1 sierpnia 1944 r., o godz. 17.00.
Decyzja zapadła około godziny 18.00. Pułkownik Józef Szostak ps. „Filip” (szef oddziału operacyjnego), pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki ps. „Heller” i pułkownik Kazimierz Pluta-Czachowski ps. „Kuczaba” (szef wydziału łączności) przybyli na odprawę wkrótce po jej podjęciu, gdy na miejscu pozostawał już tylko generał Komorowski, a pozostali uczestnicy się rozeszli. Nowo przybyli oficerowie uzmysłowili „Borowi”, że sytuacja na froncie zaczęła się komplikować. Niemiecka panika w mieście została bowiem opanowana, a 31 lipca rozpoczął się niemiecki kontratak na przedmościu warszawskim. Pułkownik Iranek-Osmecki uznał meldunek „Montera” za przesadzony.”
Podobnie jak z konstytucją 3 maja część komendy AK zebrała się wcześniej i podjęła decyzję o wybuchu powstania bez zgody reszty. Najgorsze, że decyzja była podjęta bez danych wywiadowczych które były przyniesione po 18:00 i jasno mówiły że Sowieci nie są na Pradze, a Niemcy właśnie przystępują do kontrofensywy. Uwierzono „Monterowi”, który widział je niby na Pradze (to musiało mu się ewidentnie przyśnić). Znów głupsza mniejszość podjęła decyzję, zabrakło kilku głosów na zabraniu. Klęska powstania była piorunująca: na jednego zabitego Niemca przypadało 20 zabitych Polaków. 90 % stolicy państwa w ruinie. Rozbita cała struktura podziemia AK, a najbardziej patriotyczna i odważna młodzież w zakopana w ziemi. Polska na 45 lat stała się państwem zależnym. Był to największy triumf Stalina…
Dziś znów mniejszość próbuje wprowadzić niekonstytucyjne prawo. Wybrani przez 37% społeczeństwa „prawdziwi patrioci” wprowadzają ustawy jawnie łamiącą ustawę zasadniczą, bo uważają że tylko oni mają rację. Nie mogą zmienić konstytucji, bo tam trzeba 66% w sejmie, a ordynacja wyborcza dała im tylko ponad 50 %. Wiedzą, że nigdy nie będą mieli takiej większości, która by im to umożliwiła. Aż tylu durni nawet w naszej pięknej ojczyźnie się nie znajdzie. Bez niezależnych sądów, prawdziwej demokracji nie ma. A jak nie będzie demokracji to historia dała nam wiele już nauk jak to się kończy. Wymówki typu, że teraz będzie inaczej bo są inne czasy nie mogą mieć miejsca. Historia lubi zataczać koła, a Polacy wciąż popełniają te same błędy, które zawsze się na nich mszczą. Głupota na przestrzeni wieków różne ma nazwy- raz zwie się „sarmaci”, innym razem „prawdziwi patrioci”, ale prowadzi tylko do jednego: osłabienia państwa. Dobranoc.